„Jestem samotna, jestem samotny.” „Wszystko robię dla dzieci”. „Gdyby nie Ty, nie wiem jak bym żyła/żył…” „Sport, muzyka, praca, to całe moje życie.” „Rodzina jest najważniejsza.”
Wiele razy słyszałem te zwroty, i nie jeden raz je wypowiadałem, będąc przekonanym – na tamten moment – że to naprawdę „moje”, głębokie, wzruszające, wzniosłe – najważniejsze.
Pewnego dnia dotarło do mnie, że kłamałem. Kłamałem w swojej własnej sprawie. Kilka lat temu, gdy prowadziłem w jednym z ośrodków terapii kilkudniowe warsztaty na temat duchowości, którą rozumiem diametralnie inaczej od dystrybuowanych obecnie oglądów, dwie uczestniczki wypowiedziały zdanie: „Moje życie nie ma sensu, jestem sama, nie mam nawet z kim herbaty wypić”. Odpowiedziałem na to pytaniem: „A może wypicie herbaty samej / samemu jest lepsze od picia herbaty z byle kim?”.
Relacje to sprawa największej wagi – relacje z innymi, a przede wszystkim relacja z sobą samą / sobą samym. W tamtej rozmowie, rozwijaliśmy temat dalej. Zadałem kolejne pytania, przede wszystkim sobie: „Kim jestem w relacji i z kim tworzę relację? Czy i jak rozstrzygam, że jestem we właściwym miejscu, jak sprawdzam, czy jestem z właściwymi ludźmi? Jak to zmierzyć? Na jakiej podstawie wydać werdykt?”
Po latach od wyruszenia w drogę do wnętrza siebie, odkryłem to, co stanowi fundament budowli ludzkiego życia, warunek niezbędny życia w najwyższej jakości, umożliwiający osiągnięcie stanu gotowości do budowania obiektywnie właściwych, dobrych relacji z sobą i z drugim człowiekiem, do tworzenia zespołu, wspólnoty, społeczeństwa.
Co jest owym warunkiem?
Jest nim przestrzeń wartości, które nazywam fundamentalnymi: życie, zdrowie, wolność i godność. Konstrukt złożony, nieredukowalny, to znaczy że nie jest możliwe funkcjonowanie w najwyższej jakości z pominięciem któregokolwiek z wyżej wymienionych elementów. Kiedy zaczynamy działać dokonując wyborów w oparciu o ten fundament (probierz), naturalnie odrzucamy, omijamy to, co złe i toksyczne i wchodzimy w przestrzeń dobra, etyki, dbałości o siebie i innych – w każdym aspekcie. To duże i niełatwe wyzwanie, nakłada bowiem przyjęcie pełnej odpowiedzialności za swoje życie. Kiedy zaś żyjemy w taki sposób, z naszej obecności, postawy mogą skorzystać także inni.
Pułapka relatywizmu
Jednym z największych, moim zdaniem, aktualnych problemów, dotyczących nas i naszego funkcjonowania w świecie jest relatywizm. Możemy odnieść wrażenie, że nie istnieją żadne absolutne, wspólne dla nas wszystkich wartości i obiektywnie właściwe granice, nie ma punktu odniesienia ani żadnej miary tego, co dobre, a co złe. Przestrzeń wypełniają „moje wartości, twoje wartości, moje granice, twoje granice.” To ewidentnie tworzy podłoże do nieporozumień, konfliktów, wojen. Tymczasem, porządek i harmonia świata są rzeczywistością, budzą respekt i zachwyt, istnieje też konkretna miara, wzorzec tego, co dobre, a co złe. Świat wypełniają i otaczają nas konstrukty złożone nieredukowalne, pozostające we wzajemnych, precyzyjnych proporcjach i harmonijnych układach. Nasze organizmy mogą dobrze funkcjonować wyłącznie w ściśle określonych warunkach: temperatura, wilgotność, skład powietrza, ciśnienie atmosferyczne, obecność wody, zieleni, słońca, księżyca. W końcu my sami jesteśmy tak zbudowani – poczynając od niezwykłej konstrukcji i współdziałania komórek po organy wewnętrzne, krwioobieg, systemu nerwowy, odpornościowy, hormonalny itd. Ponadto, nasz dobrostan jest także zależny od tego, kim jesteśmy i z kim jesteśmy – toksyczne związki i stres prowadzą wprost do chorób i śmierci. Stąd, wspomniana kwadra wartości: godność, wolność, zdrowie i życie jest, na podobieństwo powietrza, niezbędną przestrzenią pełnego, harmonijnego funkcjonowania człowieka.
Czy budowanie życia na tym fundamencie zjednuje nam ludzi?
Realizując ten fundament w codzienności, możemy stać się wzorem i źródłem siły dla innych, ale – co bardziej prawdopodobne – napotkamy również na opór, lub zostaniemy odrzuceni, zmarginalizowani, bowiem obecnie, społeczeństwo funkcjonuje często w oparciu o normy fałszywe, nie prowadzące do dobrego życia. Tu następuje konflikt pomiędzy fundamentem – życiem w godności, wolności i zdrowiu a fałszywymi, gwałcącymi te wartości normami społecznymi. Tak widziane życie w najwyższej jakości jest zatem nie lada wyzwaniem. Moim zdaniem warto jednak podjąć ten wysiłek i postawić sobie cel budowania życia na wspomnianym wyżej fundamencie, wówczas bowiem życie ma prawdziwy sens.
Mamy już zatem probierz. Teraz wróćmy do pytania: „kim jestem i z kim jestem”?
W przeszłości należałem do tych, którzy chętnie używają zwrotów „Dom”, „Rodzina”, „Przyjaźń”, a nawet zapisywałem te pojęcia wielką literą. I to jest ta pułapka, bo „kimże jest moja matka, ojciec, siostra, brat, mąż, żona, syn córka itd.?” Co naprawdę znaczy „dom” i „rodzina”?
Bywa, że relacje międzyludzkie, a także nasza wewnętrzna relacja (ja wobec samej siebie/samego siebie) spełniają kryteria omawianego tu probierza. W większości znanych mi przypadków tak jednak nie jest. Dom, w którym dochodzi do naruszania, gwałcenia, przestrzeni wartości fundamentalnych, pozostaje domem wyłącznie z nazwy, to Niby-Dom. Podobnie jest z rolą Matki – Niby-Matki, Ojca-Niby-Ojca, Córki – Niby-Córki, Syna – Niby-Syna i tak dalej. Ci, którzy demolują przestrzeń wartości fundamentalnych to uzurpatorzy, przebierańcy, pełniący swoje role nieodpowiedzialnie, krzywdzący innych i, jeśli spojrzeć na to głębiej, także siebie. Jeśli Ty sam/Ty sama nie konstruujesz budowli swojego życia w oparciu o ten fundament, to również żyjesz „na niby”. Na podstawie probierza możliwe jest stwierdzenie, czy miejsce, w którym mieszkam, jest właściwym miejscem, czy praca, którą wykonuję, to właściwa praca, czy historia mojego związku to historia miłosna czy historia wojenna. W ten sam sposób możesz badać religie, kościoły i ich doktryny, partie polityczne i ich programy, filozofie i ich założenia, terapie i ich metody, a także prawa, normy oraz tradycje i ich źródła.
Co do herbaty, lepiej wypić ją samemu, niż z byle kim.
A co z miłością?
Ta, moim zdaniem, ma spełniać określone kryteria, warunki i rozpoznasz ją przykładając do niej probierz fundamentalnych wartości. Jestem bowiem przekonany, że, wbrew dystrybuowanym przez różnych duchowych przewodników i psychologów wieściom, miłość bezwarunkowa nie istnieje. I tak, jeśli warunki fundamentu nie są spełnione i naruszana jest którakolwiek z kwadry wartości: godność, wolność, zdrowie, życie, mamy do czynienia nie z Miłością, a z Wojną, a wróg – co wyjątkowo niebezpieczne – jest dopuszczony bardzo blisko. Idąc dalej, szukając odpowiedzi na pytanie, jak możemy żyć pełnią życia w relacjach, a jak już wspomniałem, te są sprawą wagi najwyższej, nazwałem, paradoksalnie, pożądany i obiektywnie właściwy stan człowieka „cudowną pojedynczością.”
„Cudowna pojedynczość – czym jest?
Stan ten osiągamy poprzez odrzucenie kontroli, wybaczenie sobie i innym, wytrwałą, codzienną pracę nad sobą, nad swoim charakterem, nawykami, automatyzmami, przekonaniami, używając narzędzia – probierza przestrzeni fundamentalnych wartości. „Cudowną pojedynczość” budują ludzie odważni, gotowi na to, by się odkłamać i stanąć we właściwym miejscu w czasie i przestrzeni; bywa, że odrzucić przeszłość i zaniechać działań, które w promieniach rentgena duszy zobaczymy wyraźnie i ocenimy jako złe. Porzucając przebranie, nie żyjemy już „w jakiejś roli” – jesteśmy i żyjemy naprawdę, na fundamencie, pełniąc odpowiedzialnie tę czy inną rolę. Kiedy odzyskujemy godność, wolność, dbamy o zdrowie nie wybiórczo, a całościowo (ciało, psychika, duch) i naszym celem jest życie w najwyższej jakości – wtedy dopiero możemy mówić „jestem cudownie pojedyncza/pojedynczy”; nie wisimy na emocjach, nie zawieszamy się na drugim człowieku, słuchamy, czytamy i oglądamy rzeczy z namysłem, krytycznie, ćwiczymy umiejętność spędzania czasu w pojedynkę, wypełniamy czas właściwymi zajęciami. Cudownie pojedynczy, przypominam sobie, że wyjściowo – jestem wartością – i z tej pozycji mogę wyruszyć, aby zdobywać to czy tamto ze sfery materialnej, a także serce drugiego człowieka. Ten zaś nie będzie „kimkolwiek”. To będzie ktoś, kto tak jak ja będzie w drodze do swojej „cudownej pojedynczości”, albo już ją osiągnął.
Całkiem niedawno dotarło do mnie z wielką mocą, że – paradoksalnie – wyłącznie ja, cudownie pojedynczy, ona/on i Ty w swojej cudownej pojedynczości – możemy tworzyć rzeczywistą, obiektywnie właściwą przestrzeń „my, nasze, o nas”.
P.S.
Jeśli nie korzystasz z tego narzędzia – tak wybierasz, nie bądź zdziwiona / zdziwiony, że sprawy idą źle. Nie użalaj się, nie nadawaj na swoją żonę, męża czy dzieci, bliższą, dalszą rodzinę, współpracowników, bo Twoje „my”, jest fasadowe, iluzoryczne. Kiedy nie bierzesz odpowiedzialności za swoje życie i swoje sprawy, kiedy historie wojenne nazywasz historiami miłosnymi, kiedy nie ustalisz kryteriów doboru partnerki lub partnera, kiedy w oparciu o wspomniany probierz nie omówisz zasad życia pod jednym dachem, życia w relacji, zapraszasz do życia to, co złe, toksyczne, demolujące. Jest takie powiedzenie: „Życie Cię dogoni.” To o nas, o Tobie i o mnie – zbieramy to, co siejemy, mamy to i tych, czemu i komu powiedzieliśmy „tak” i to, czemu i komu nie powiedzieliśmy „nie”.