Od wielu lat nie opuszcza mnie refleksja nad tym, kto i jak będzie się miał w świątecznym czasie.
Dwa lata wstecz i przed rokiem pisałem o tym, że w gronie znajomych mam takich, dla których grudniowe święta to obiektywnie dobry czas. Spotykają się z liczną, wielopokoleniową rodziną.Cieszą się sobą nawzajem. Dzielą się życzliwością, uważnością (widzą się i prawdziwie słuchają jedno drugiego), prezentami i jadłem. Bywa, że rozmawiają także o tym czy i jaki (o ile istnieje) jest Bóg. Tego nie sprawia „magia Świąt”. To jest konsekwencja bycia we właściwych relacjach w codzienności.
W przypadku, kiedy nie ma dobrych relacji w codzienności, świąteczny stół nie będzie prawdopodobnie miejscem pojednania i wstępem do dobrego, bliskiego współistnienia, a wręcz przeciwnie. Będzie miejscem dokonania pełnych obłudy rytuałów (religijnych lub świeckich, a najczęściej hybrydy obydwu) i … pogłębienia podziałów, niezgody, rodzinnego czy towarzyskiego stanu wojny.
Dla wielu ludzi (mam także takich znajomych i mam takich w rodzinie) świąteczny czas jest niełatwy do zniesienia, a bywa, że to istny koszmar.
Na co dzień oddaleni od siebie ludzie (małżeństwa, partnerzy, rodzice i dzieci, rodzeństwo), traktujący swoje wzajemne relacje powierzchownie, bez zdrowego zaangażowania, bez namiętności, spędzający ze sobą mało czasu (bywa, że ten wspólny czas to kwadrans do godziny dziennie), wymieniający ze sobą wyłącznie jakieś zdawkowe zwroty, zadający pytania typu „co tam, jak się masz” i … nie ciekawi odpowiedzi, uciekinierzy od samych siebie, uciekinierzy w pracę, w hobby, w kręgi towarzyskie, w „szkołę”, w przemoc, w nałogi, w bezmyślność – teraz, wyrwani z codziennych rutyn mają przed sobą długie godziny, dni, razem pod jednym dachem, w nieznośnym przymusie bycia „w świątecznym nastroju” razem z tymi, których w codzienności mijają obojętnie lub z dawką wrogości.
Wzmaga się napięcie, nerwy puszczają, słowa ranią, ciosy dochodzą celu, drzwi trzaskają, alkohol i dragi uśmierzają ból zaledwie na chwilę.
Tym pierwszym życzę dobrych, wesołych Świąt. Drugim, aby świąteczny czas minął jak najprędzej, jak najmniej boleśnie.
W tym roku doszła do mnie, na fali mojego artykułu o kontroli, refleksja dotycząca tego ile Kontrolerek i ilu Kontrolerów wyruszy na świąteczne rodzinne czy towarzyskie spotkania.
Jedni po to, aby okazać swoje niezadowolenie z tego jak źle zostało przygotowane przyjęcie i wigilijny stół, jak bardzo „biedne” i nietrafione są prezenty, a ponadto wykorzystają okazję do osądzenia innych, wygłoszenia niesprawiedliwej, złośliwej oceny kogoś z rodziny, dać wszystkim, „bezcenne, nie do odrzucenia”, rady i wskazówki na przyszłość.
Drudzy natomiast, w uległości, bez stawiania granic, wybiorą się na świąteczne spotkania i kolejny raz zadadzą sobie psychiczny gwałt i dopuszczą do takiego gwałtu na sobie, poddając się krzywdzącym, nie mającym wiele wspólnego z rzeczywistością, ocenom, osądom, bez prawa obrony, wraz z innymi uczestnikami wigilii , to co istotne, to co uwiera, to co boli … przemilczeć, zaśmiać, zapić, zażreć i wreszcie, pomimo wszystko, zadeklarować bliskość i dyspozycyjność.
W jednym i w drugim przypadku zapach i smak świątecznych potraw, wypite wino czy wódka, wypalony joint czy inna „fajka pokoju”, nie stłumią smrodu przemocy, lęku, złości, poddaństwa, bezradności.
Nie zagłuszą tego medialne „manewry” : świąteczne reklamy, wywiady z celebrytami przybliżające to jak ci „znaki i lubiani” spędzają święta, obłudne życzenia polityków, artystów, bankierów, biznesmenów, kolędowanie i transmisja pasterki z Watykanu.
Moim zdaniem nie jest istotne to, z kim z rodziny czy znajomych się spotkasz, dokąd wyjedziesz, gdzie w wejdziesz, a to … jako KTO to zrobisz. Czy jesteś, czy Cię nie ma?
Czy jesteś kłamiącym w swojej własnej sprawie „przebierańcem” wypełniającym taką czy inną życiową rolę, realizującym scenariusz, jak automat, bezmyślnie, powtarzającym wgrane kwestie – bez swojej rzeczywistej obecności? Jesteś czy … uciekasz od samej/samego siebie, w lęku przed zrobieniem rentgena duszy i zobaczeniem realnej/realnego siebie?
Być może założyłaś/założyłeś jeszcze bardziej wyrafinowane przebranie – nosisz strój „jestem”, choć w rzeczywistości Ciebie nie ma. Jeśli wybierasz takie życie, weź także na siebie odpowiedzialność za dokonanie wyboru i nie dziw się konsekwencjom: nieautentycznym relacjom, dojmującemu poczuciu samotności i odrealnienia.
Dobra wiadomość jest taka, że możemy, nie tylko w czasie świątecznym, „narodzić się na nowo”, przypomnieć sobie, że jesteśmy wartością i wejść w kolejny dzień rozumnie, w wolności i godnie, respektując wolność i godność innych ludzi. I tu także wziąć odpowiedzialność za wybór, nie dziwiąc się jego konsekwencjom. Zmiana, której dokonasz, będzie inspiracją dla jednych, u innych zaś może wywołać niezgodę i odrzucenie. Może się również zdarzyć, że to Ty będziesz tą/tym, który powie „nie” i wyjdzie, a nawet odejdzie.
W moim narzeczu trzeźwość jest zdefiniowana jako jasność myślenia. Tym razem, świątecznie, życzę Ci wszystkiego trzeźwego.